BOJKOT PANA KANAPKI

#wizerunekWpracy #słoiki #PanKanapka

Kanapki kupuje około 7 procent populacji pracowników biur. Są niejadalne, czy tylko tyle osób na nie stać? Nie - w coraz większej ilości miejsc pracy codzienne kupowanie gotowego jedzenia świadczy o niedbaniu o swoje zdrowie, lenistwie oraz braku polotu. Ale przede wszystkim o wyrzucaniu pieniędzy w błoto. Pytanie, czy komuś na takim wizerunku zależy?


Kiedy dwadzieścia lat temu idea Pana Kanapki wchodziła do Polski, pracownicy w białych kołnierzykach ze wszystkich rodzajów firm, zwłaszcza tych mieszczących się w centrum miasta i wielkich kompleksach biznesowych, zachłysnęli się jedzeniem na wynos przynoszonym im praktycznie na biurko. Kupowanie go stało się symbolem tego, jak ciężko pracują, (w oczach ich szefa, ktoś kto nie ma czasu gotować, na pewno poświęca swój wolny czas na pracę) i jak dużo zarabiają (niejednokrotnie posiłki na wynos stanowią ¼ pensji, zwłaszcza w przypadku pierwszej pracy i niższych stanowisk). A wspólne jedzenie i przesiadywanie w kuchni decydowało o tym, czy byli mniej czy bardziej lubiani.

Dzisiaj kuchnia to dalej jedno z najważniejszych towarzysko pomieszczeń w każdym biurze. Tutaj plotujecie, tutaj rodzą się najlepsze pomysły, tutaj wreszcie dzielicie się jedzeniem. Bo w coraz większej ilości firm pojawia się moda na gotowanie w domu i wymienianie się z innymi tym, co się ugotowało. Znam firmy, w których ludzie gotują rotacyjnie. Np. jeśli jest 20 pracowników, każdy z nich gotuje coś raz w miesiącu. Pan Kanapka, jedzony przy własnym biurku, to coraz częściej opcja rezerwowa i stosowana tylko wtedy, kiedy naprawdę nikomu w biurze nie chciało się stać przy garach. 

Wiele osób, z którymi rozmawiałam uważa, że w świecie, w którym akceptowany przez innych wizerunek determinuje całe Wasze życie, codzienne kupowanie gotowego jedzenia bardziej niż cokolwiek innego obnaża kompleksy. Pokazuje, że nie jesteście z dużego miasta, nie znacie jego zasad i mód, że za wszelką cenę chcecie zlać się z tłumem i robić to, co on. "Ludzie bez kompleksów pakują do pudełka schabowego z niedzieli albo po prostu gotują zupę, wlewają ją w litrowy słoik, wstawiają do pracowej lodówki i jedzą przez 3 kolejne dni, denerwując kolegów rozchodzącym się aromatem babcinej pomidorówki" - podsumowała  moja koleżanka pracująca na wysokim stanowisku z firmie konsultingowej. 


I trudno się z tym nie zgodzić. Bo czy wydawanie jednej czwartej pensji na "rarytasy" od Pana Kanapki, tylko po to, żeby robić to co inni i udowodnić, że jesteście bardziej biurowi od spinacza, jest warte nadszarpnięcia zdrowia i własnej indywidualności?