#dzieńpróbny #nowapraca #rekrutacja
Trzy pierwsze miesiące w nowej robocie (tzw. okres próbny), to nie tylko bycie testowanym przez przyszłego pracodawcę. To przede wszystkim możliwość sprawdzenia na własnej skórze, czy zmieniając pracę nie wpadniecie z deszczu pod rynnę. Jak sprawdzić, czy praca Wam się podoba nie tracąc trzech miesięcy? Najlepiej poprosić przyszłego pracodawcę o dzień próbny. I poczuć się w tej nowej pracy. Albo się w niej nie poczuć, i od razu szukać innej.
To, co firmy opowiadają Wam na rozmowach rekrutacyjnych, kiedy już wpadniecie im w oko, często po rozpoczęciu pracy, okazuje się wyłącznie piarem. I nie mówię tu tylko o tym, czym macie się zajmować, i na czym Wasza praca ma polegać. Ale przede wszystkim o atmosferze (według szefa/ rekrutera jest świetna, a w rzeczywistości każdy na każdego plotkuje) i zwyczajach panujących w firmie (np. nie ma pieniędzy, więc trzeba przynosić własny papier toaletowy i herbatę).
Obejrzyjcie też koniecznie pokój, w którym będziecie siedzieć i odpowiedzcie sobie na pytanie, czy bez kręcenia nosem wytrzymacie na nim od dziewiątej do piątej. Znam firmy, które mają super pomieszczenia reprezentacyjne, wywołujące efekt WOW! sale konferencyjne, w których odbywają się rekrutacje ... A potem otumanionych blichtrem pierwszego wrażenia świeżych pracowników sadza się na niewygodnych krzesłach, w pomieszczeniach bez okien, w których oczy łzawią im z samotności, braku światła i z żalu, że podjęli głupią decyzję.
Poprosić o wycieczkę po biurze, albo jeszcze lepiej o dzień próbny, można w kolejnym zdaniu, zaraz po tym, jak ucieszycie się, że to właśnie Was wybrali. Poza pracą dla wywiadu i dostępem do strategicznych tajemnic, ciężko wyobrazić sobie powód, dla którego firma miałaby się na coś takiego nie zgodzić. Z jej strony wygląda to w końcu tak, że poświęciła dużo czasu (i często pieniędzy) na znalezienie Was i przekonanie do siebie. Stąd zależy jej, żebyście zostali jak najdłużej.